Dlaczego nie wystarczy wrzucić treści wiadomości do translatora i przekleić tłumaczenia?
Czy naprawdę trzeba uczyć się pisania maili w innym języku?
Każdy język charakteryzuje się tym, że w tych samych lub podobnych sytuacjach nazwalibyśmy to co się dzieje innymi słowami. Nie da się nauczyć języka tłumacząc swoje myśli z polskiego na niemiecki, angielski lub inny język.
Oczywiście, jest to pewien początkowy etap nauki, ale powinien być przejściowy, jeśli zależy nam na opanowaniu tego prawdziwego, żywego języka, a nie na tworzeniu jego kalki. To co zostanie przetłumaczone dosłownie, będzie najczęściej brzmiało sztucznie. W zależności od tego, jak bardzo podobne są do siebie języki którymi się posługujemy, będzie to mniej lub bardziej wyczuwalne.
Zauważyłam, że gdy moi kursanci słyszą mnie mówiącą w języku polskim, często przypadkowo, bo ucząc mówię zawsze w języku, którego nauczam, to doznają szoku. Mój głos brzmi zupełnie inaczej, jest niższy, tembr również się zmienia, a wraz z nim słowa które dobieram. Z tego powodu jestem inaczej odbierana w zależności od języka w którym mówię. I nie ma w tym sztuczności, po prostu każdy inaczej reaguje na słowa, które słyszy. A ja, w zależności od języka, posługuję się innymi wyrażeniami, które najlepiej w danej sytuacji określają moje myśli. Właśnie dlatego, że nie tłumaczę w głowie z polskiego na niemiecki lub na odwrót. Używam tych wyrażeń intuicyjnie, czując, że to jest właśnie to co chciałabym powiedzieć.
Dlatego tak ważne jest aby uczyć się pisania maili w innym języku. Zwłaszcza, że gdy nie widzimy naszego rozmówcy, jedynym środkiem komunikacji jest to co napiszemy, a z tego możemy wyczytać intencje, zamiary, nastrój, przyjazne nastawienie…no chyba, że piszemy trzecie wezwanie do zapłaty, ale ono akurat jest bardzo sformalizowane i nie polecam tu za bardzo puszczać wodzy fantazji.
Dlaczego nie wystarczy napisać miłego maila po polsku i go przetłumaczyć?
Rzecz w tym, że to co brzmi po polsku dość neutralnie, albo nawet miło, rzeczowo i przyjacielsko, może, a najczęściej tak właśnie jest, brzmieć w języku niemieckim oschle, ozięble i bezdusznie. Jak można się zatem domyśleć, nie jest to najlepsza podstawa do budowania wspaniałej i długoletniej relacji z klientem bądź partnerem biznesowym. Dlatego pisząc maile po niemiecku, zawsze staram się, aby było dużo proszę, dziękuję, chętnie, miło etc. Mało tego, taki mail po niemiecku, przetłumaczony słowo w słowo na język polski brzmiałby idiotycznie i infantylnie. Czasem spotykałam się z opinią, że przecież nikt nas nie potraktuje poważnie jak będziemy co drugie słowo przepraszać, prosić i wciskać gdzie się tylko da magiczne słówko „gerne”. Ale to nieprawda, i właśnie dlatego nasza wiadomość w języku niemieckim nie powinna być dosłownym tłumaczeniem z języka polskiego.
Czy ktoś w ogóle czyta te grzecznościowe formułki?
Pewnie niewielu, ale w tym rzecz, że jeśli ich zabraknie to zauważy to każdy. Nawet jeśli druga strona doskonale wie, że wcale nie mamy ochoty życzyć jej miłego dnia lub weekendu, to nie tylko będzie tego oczekiwała, ale jeszcze za pewne odpisze nam „gleichfalls”. Taka kultura i takie obyczaje. Można się spierać czy dobre czy złe, ale najważniejsze to je zaakceptować i starać się stosować, tak abyśmy nie byli tym nieuprzejmym klientem z Polski, który niestarannie pisze maile i nie przywiązuje wagi do szczegółów.
O czym jeszcze należy pamiętać?
O mailowym small talku. Dobre relacje budują się tam, gdzie okazujemy sobie wzajemnie zainteresowanie. Tak, ja też w swojej karierze wiedziałam z kim i gdzie na urlopie była „moja” osoba do kontaktu w innej firmie, jaka była pogoda i jak minął lot, mimo, że nigdy tej osoby nie widziałam na oczy. To zupełnie normlane zjawisko w kontaktach biznesowych w Niemczech. Ponadto, używanie form grzecznościowych czasowników, niezaczynanie maila od „ich” i wiele innych, które ciężko uogólnić, bo odnoszą się do konkretnych sformułowań.
Podsumowując, pisanie korespondencji mailowej to też umiejętność, której należy się nauczyć. I można oczywiście radzić sobie używając słynnego translatora google. Pytanie tylko na jakim poziomie profesjonalizmu nam naprawdę zależy i czy chcemy aby współpraca, którą nawiążemy była faktycznie przyjazna i długotrwała.
Zostaw komentarz